Strasznie irytuje mnie fakt, że mój narzeczony po powrocie z pracy w ogóle nie ma dla mnie czasu. Nic, tylko siedzi ciągle w tych swoich podsumowaniach i zestawieniach i coś przelicza. Gdyby jego pracoholizm miał charakter okresowy i ograniczał się na przykład do kilku dni w ciągu miesiąca, to myślę, że byłabym w stanie jakoś to zrozumieć i wytrzymać. Niestety, Adrian codziennie po pracy spędza kilka dodatkowych godzin na nadrabianiu zaległości, ponieważ, jak on to tłumaczy, jego szef nie cierpi nieskończonych spraw i żeby kiedyś móc dostać awans Adrian musi pracować więcej niż inni.
Jego praca analityka biznesowego Lubin działa mi na nerwy, a szczerze mówiąc to zwyczajnie jej nienawidzę. Ja pracuję codziennie od 7.00 do 15.00, dlatego po południu mam mnóstwo czasu dla siebie, dla swoich przyjaciół i znajomych. Mogłabym też mieć dużo czasu dla mojego narzeczonego, gdyby ten miał go również dla mnie.
Jako, że z Adrianem spędzam coraz mniej czasu zaczynam się zastanawiać czy dalsze inwestowanie w ten związek nadal ma sens. Lepiej rozstać się teraz, kiedy nie jesteśmy po ślubie, nie mamy dzieci ani własnego mieszkania. Jedyną wspólną rzeczą, jaką posiadamy jest zestaw wypoczynkowy kupiony na raty w jednym z salonów meblowych. Biję się z myślami co z tym dalej robić.