Jutro po pracy wyjeżdżam na cztery dni do Berlina, do rodziny mojego męża. W związku z wyjazdem musiałam poprosić swojego szefa o dwa dni wolnego, które w związku z moją częstą pracą po godzinach powinny zostać mi przyznane bez żadnego problemu. Niestety, mój pracodawca ma chyba nieco inne pojęcie o docenianiu dobrych pracowników niż ja, bo przez kilka dni z rzędu nie chciał się zgodzić na mój urlop. Co z tego, że w obecnym roku kalendarzowym dysponuję jeszcze dziesięcioma dniami wolnymi, chociaż mamy już październik i co z tego, że jestem jednym z najlepszych analityków biznesowych zatrudnionych w firmie, analityk biznesowy Gorzów Wielkopolski. Prezes nie chciał się zgodzić na wyjazd i tyle.
W obecnej firmie pracuję już ponad trzy lata i przez te trzy lata wiele razy miałam różnego rodzaju zatargi z pracodawcą. Ani ja nie lubię swojego szefa, ani on pewnie mnie, jednak współpraca wychodzi nam na tyle, że póki co żadne nie zrezygnowało z drugiego i jakoś współegzystujemy w jednej firmie. Szef wie, że jestem dobrym pracownikiem, a ja wiem, że co miesiąc dostanę wysokie wynagrodzenie. To skutecznie odciąga mnie od myśli o zmianie miejsca pracy.
Gdy mimo moich usilnych próśb pracodawca nadal nie zgadzał się na dwa dni wolnego, tłumacząc to jakimiś ważnym zleceniami do realizacji, w przypływie gniewu powiedziałam, że nawet jeśli nie dostanę wolnego to i tak w poniedziałek i wtorek nie stawię się w pracy – nie obchodzi mnie, czy szef mnie wyrzuci czy nie. Pracodawca chyba nieco przestraszył się mojego stanowczego tonu, bo po tym wybuchu momentalnie zmienił zdanie.